Próbniki dla grafika - na problemy z kolorem
Czy graficy ich potrzebują?
Grafików problemy z kolorami
W pracy każdego
grafika komputerowego prędzej czy później pojawia się potrzeba nabycia drogą kupna próbnika lub próbników kolorystycznych. Potrzeba takowa wynika jednak bardziej z musu niż szczerej chęci posiadania narzędzia. Dlaczego? Otóż wszystkie niezbędne biblioteki od dawna funkcjonują w popularnych programach graficznych jako:
palety w Corel Draw
biblioteki kolorów w Adobe Photoshop
książki kolorów w Adobe Ilustrator
i nie stanowi to jakiegoś większego problemu w użytkowaniu do momentu, kiedy to dotkliwie rozczarujemy się oglądając nasz wydrukowany już projekt i jego wierny ideał, pierwowzór w komputerze. Dlaczego oni mi to tak wydrukowali? Przecież wszystko dobrze wygląda na monitorze więc jak może nie wyglądać tak samo na papierze? Pewnie nie raz zadawaliście już sobie to retoryczne pytanie nie kryjąc przy tym nerwów. Ja też je kiedyś sobie zadałam, nawet kilkukrotnie i oczywiście zawsze w nerwowej atmosferze niezrozumienia. Skąd się bierze ta rozczarowująca różnica i kiedy w końcu znajdę dobrą drukarnię, która nie będzie niszczyć mojej ciężkiej pracy?
Jest źle ale czyja to wina?
Otóż jak zwykle prawda leży nieco bliżej środka ciężkości między
grafikiem a drukarnią. Faktem jest niestety zjawisko ogólnego braku komunikacji między tymi sferami. Mam na myśli to, że graficy komputerowy przyjmują jakąś strategię kolorów w projekcie i starają się tego trzymać. Nadają obiektom odpowiednie wypełnienia w CMYKu lub kolorach Pantone co jest widoczne w projektach i te dane są odpowiednio odczytywane prze dział DTP w drukarni. Jeśli proces zainicjował
grafik Wrocław świadomy - czyli taki, który wie jaką techniką będzie drukowany materiał, z ilu kolorów i dokładnie jakimi kolorami wtedy sytuacja jest w miarę przejrzysta i logiczny tok myślenia jest łatwy do zinterpretowania. Grafik w dtp robi preflight - ogląda rozbarwienia i widzi: "acha, zdjęcie zrobił w CMYKu, na tło wrzucił Pantone 486 i w w logo jeszcze Pantone 354 - mamy maszynę 6-cio kolorową - damy radę". Pomijam tutaj oczywiście takie "drobiazgi" jak wszystkie dodatkowe czynności, które powinno się wykonać już na etapie projektu: zalewki, spady, wykrojnik, korekta bitmap, korekta przyrostu, profile barwne itp., itd.(to niech pozostanie na razie milczeniem).
To Twoja wina grafiku
Taka sytuacja to niestety ideał i z prozą życia codziennego nie ma wiele wspólnego. Najczęściej wygląda to tak: praca grafika jest już na tyle nadwyrężona wiecznymi poprawkami, setkami maili i telefonów, że myślenie nad przyszłym losem projektu zostaje potraktowane jako zbędny balast który najlepiej zrzucić na kogoś innego. W efekcie do drukarni spływają prace przygotowane w 12 kolorach dodatkowych, bez spadu i linii cięcia czy wykrojnika. Bitmapy są w Lab a logo w RGB bo tak najfajniej wyglądało na monitorku. Facet w drukarni który ma to przygotować do druku siada i zastanawia się chwilę czy ten kto to opracował wiedział co robi (chciał kolorów dodatkowych zamiast triady) czy wynika to z niewiedzy. Czas już raczej nie pozwala na dodatkowe konsultacje a specyfikacja drukarni przecież wyraźnie opisuje że może drukować jedynie z 6 kolorów. Zresztą poprawnie przygotowana praca nie wymaga dopowiadania. Rutynowa czynność to wykonanie przekształcenia kolorów do palety CMYK lub CMYK + maksymalnie 2 pantone, które wydają się być najważniejsze. Krótko i na temat. Czasem jeszcze w zależności od wewnętrznych procedur drukarni – podesłanie tak zmienionego projektu do akceptacji zleceniodawcy – oczywiście z opisem kolorów. Klient zwykle akceptuje bez „zbędnego” zagłębiania się w temat. Koniec. Poszły konie po betonie jak śpiewa wieszcz z bratem. Za parę dni oglądamy wydruk nakładowy i włosy sam siwieją. Klient płacze, chce reklamować w drukarni – bo tak mu radziliśmy – przecież to oni drukowali – to ich wina. Drukarnia jednak pokazuje maila z akceptacją lub zasłania się specyfikacją – i słusznie. Wina tego kto nie umie, nie wie, nie chciało mu się. Tym winnym zwykle jest grafik – im mniej doświadczony tym bardziej winny.
Co teraz mi począć
Każdy przez to przeszedł jak przez młodzieńczy trądzik a jak nie przeszedł znaczy, że nie był młody. Jak w sobie wyrobić tę swoistą świadomość kolorów? To niestety trwa latami i niestety nie jest bezbolesne. Wyjątek stanowią Ci szczęśliwi graficy komputerowi, którym ktoś podał pomocną dłoń kiedy wisieli nad przepaścią. Ja wisiałam zwykle sama i to nauczyło mnie wybiegania w przyszłość. Po kilku przykrych epizodach postanowiłam zaopatrzyć się w kilka wzorników kolorystycznych. Jeden z nich to zwykły
atlas z CMYKowym rozbarwieniem. Kilkanaście przyzwoicie wydrukowanych kart z paletą którą powinna wystarczyć do większości zadań. Niby nic a jakże dużo można się dowiedzieć. Okazuje się nagle, że wiele kolorów które stosujemy po prostu nie mieści się w gamucie lub wygląda inaczej niż zawsze myśleliśmy. Wyglądają inaczej nawet porównując z drogim, super skalibrowanym monitorem IPS, inaczej nić nasz softproof w Photoshopie oglądany w świetle profilu ICC. Wszystko to marność bo trzeba umieć myśleć w CMYKu. Żaden sprzęt ani soft tego za nas nie zrobi. Mając pod ręką taki wzornik łatwiej zdecydować się na zmianę problematycznego koloru bo widzimy czego się spodziewać – celowo nie piszę – widzimy co wyjdzie w druku. Celowo - bo wyjść może troszkę inaczej, a zależy to już od rodzaju papieru, charakterystyki linearyzacji i przyrostu w drukarni i samych nastaw maszyny. Jednak kierunek będzie słuszny i raczej nie rozczarowujący. Koszt 60 PLNa ile spokoju i ile wiedzy bezcennej. Polecam: Żanet Kaleta.
Nieco większy wydatek to wzorniki
Pantone. Tutaj drenaż naszej kieszeni wchodzi już na wyższy rząd czyli setki. Podstawowy zestaw to tak zwany Formula Guide w odmianach: Coated (papier powlekany) i Uncoated (papier offsetowy). Dobra rzecz i przydaje się. Jest jednak kilka ale. Są to próbki przedstawiające kolory tylko w ich 100% nasyceniach – apla, a jako opis mamy tylko formułę farb składowych które trzeba zmieszać aby daną barwę otrzymać – cenne dla drukarza – dla grafika - bezużyteczne. Każda inna opcja jest niestety dużo droższa. Próbniki z tintami – drogie, próbniki z zamiennikami Pantone – CMYK – drogie. Chcesz więcej wiedzy - płacz i płać. Czasem warto ale do większość zastosowań – wystarczy. Ważne jest że nie oglądamy już jakiejś tam „symulacji” ale prawdziwy kolor na prawdziwym papierze. To moim zdaniem podstawowe gadżety, które każdy grafik posiadać powinien. Ktoś powie – ale ja mam dwa podobne próbniki Pantone i ten sam kolor wygląda na nich inaczej. Jasne – jeden jest starym Pantonem a drugi jest nowym Pantonem wykupionym przez Xrite – różnice są i sam producent o tym pisze. Próbniki poza tym starzeją się, kolory pod wpływem wilgoci, promieniowania UV blakną a papier żółknie. Co z tego? Najczęściej nie chodzi nam o to, żeby kolor był IDENTYCZNY, jak ten który sobie wymarzyliśmy, ale żeby był co najmniej podobny. Inną problematyczną kwestią jest zubożała obsługa kolorów dodatkowych w Photoshopie – wszystko dzierga się na kanałach a nie na warstwach jak lubimy. Kolejny problem to jak zobaczyć nakładające się kolory dodatkowe – jasne, że programy to symulują ale uwierzcie mi – robią to źle, lub jak kto woli – niedostatecznie dobrze. Ale na to nie ma inne recepty jak doświadczenie. Z tym nie wygra żaden program, komputer czy próbnik.